– No kurwa – westchnęła,
opierając się plecami o oparcie krzesła i ignorując ostrzegawcze spojrzenia
wysyłane jej przez bibliotekarkę. – Co jest nie tak z tym kompem?!
– Jakiś
problem? – Usłyszała za sobą. Odwróciła się szybko, zawstydzona i zarumieniona
tym, że ktoś poza stateczną bibliotekarką był świadkiem jej informatycznej
klęski. Myślała, że poza nią w czytelni nikogo nie ma, więc stojący przed nią
student ją zaskoczył. Miał ciemne włosy i czarował ją hipnotyzującym
spojrzeniem niebieskich oczu. Patrzyła zafascynowana na jego twarz, na
granatową koszulkę, na szarą bluzę, na niebieskie dżinsy i bordowe trampki. Po
chwili zdała sobie sprawę z tego, że właściwie nie odpowiedziała na pytanie,
więc odchrząknęła i wymruczała w końcu:
– Nie.
Znaczy tak… Mam problem z kompem. Nie wiem, co się stało, nagle się wyłączył i
wyświetlił się ten niebieski ekran i chińskie znaczki. – Wskazała bezradnie
swojego laptopa. – Jestem kiepska w te klocki – przyznała ze złością.
– Nie martw
się, zaraz temu zaradzimy. Mogę? – Rzucił na ziemię obok ławki swoją
poprzecieraną torbę i usiadł koło dziewczyny. Nie czekając na jej pozwolenie,
przesunął laptopa w swoją stronę. Przestudiował widniejące na ekranie znaki. –
Lubię BSODy. Próbowałaś zrestartować?
– Tak, ale
nie chce słuchać i się wyłączyć. BSODy? – spytała zaciekawiona, zaglądając
brunetowi przez ramię.
– Blue
Screen of Death, taka żartobliwa nazwa w slangu informatycznym. – Przytrzymał
przycisk przyłączania i uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy diody zamrugały, a
ekran wygasł.
– Jesteś
informatykiem? – Patrzyła z westchnieniem, jak jej laptop znowu się uruchamia
po wyświetleniu informacji o awarii. – Mam nadzieję, że niczego nie straciłam…
Miałam dużo ważnych danych na tym kompie.
– Studentem informatyki. Rozumiem, że nie zrobiłaś kopii zapasowej?
– Nie. – Wyraźnie oklapła.
– No cóż, nie martw się. Jak to mówią, ludzie dzielą się na tych, co robią savy i na tych, co dopiero zaczną. Trzymaj. – Obrócił komputer w jej stronę, by wpisała hasło. Poczekał, aż to zrobi, i zabrał się za przeglądanie dziennika crashów. – Nie sądzę, żebyś straciła cokolwiek poza plikami otwartymi w chwili awarii. Ale nawet jeśli, to i je można odzyskać.
– Mówisz? – W jej oczach zabłysła nadzieja. – Może jeszcze nie wszystko stracone.
– Zaraz sama sprawdzisz, czy wszystko masz, ale najpierw zobaczę, co wywołało BSODa.
– Dobrze, cokolwiek. – Machnęła zrezygnowana ręką, nie rozumiejąc nic z tego, co się pojawiało na ekranie. – Zaraz wrócę.
Wstała z miejsca i ruszyła w głąb biblioteki, w labirynt zakurzonych półek i książek wabiących tytułami na okładkach. Naprawdę można było tu się zgubić. Od głównej ścieżki odchodziło wiele mniejszych, rozgałęziających się na kolejne. Drewniana podłoga skrzypiała przy każdym niecierpliwym kroku; drobinki kurzu tańczyły w powietrzu, oświetlane nieśmiałymi promieniami słońca. Na niektórych półkach stały kamienne figury aniołów ze złożonymi do modlitwy rękami. Patrzyli z góry na przechodzących, milczący strażnicy labiryntu i skarbów w nim ukrytych. Rzadko też ktoś zakłócał ich spokój, niewiele osób zagłębiało się w pradawne, zapomniane cmentarzysko. Mało kto odkrył magię tego miejsca. Nic zresztą dziwnego, biblioteka mieściła się na obrzeżach miasta, w niepozornym budynku bliskim rozwalenia się, przynamniej tak wyglądał od zewnątrz. Jedynie koślawa tabliczka nad bocznym wejściem głosiła: „Biblioteka Aniołów. Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją”.
Ona jednak uwielbiała tu przychodzić, choć zwykle za jedynych towarzyszy miała jedynie opryskliwą bibliotekarkę z małymi okularkami na nosie oraz książki. Nie przeszkadzało jej to, czuła się jak w opowieściach Zafóna. Atmosfera tego miejsca ją pociągała i sprawiała, że miała ochotę wciąż tutaj wracać. Więc wracała.
W kolejnej alejce znalazła to, czego szukała. Nie gubiła się już tutaj, nauczyła się wszystkich dróg na pamięć. Plan książkowego miasta wyrył się w jej mózgu na zawsze. Podeszła do regałów i przesunęła palcem po grzbietach książek. Przymknęła oczy, rozkoszując się tym własnym rytuałem. Wreszcie wyciągnęła z szeregu jeden z tomów, po czym delikatnie przytuliła do piersi stare, rozlatujące się wydanie „Pani Jeziora”.
Kiedy wróciła do stolika, mężczyzna triumfalnie spojrzał w jej kierunku.
– Wystarczyło zaktualizować sterowniki do touchpada – obwieścił radośnie, wyrywając dziewczynę z transu. – Już powinno śmigać. Sprawdź, czy coś ci zaginęło.
W oszołomieniu odłożyła książkę na stół i usiadła obok informatyka, po czym przejęła od niego laptopa.
– Nie zrozumiałam ani słowa z tego, co mówiłeś – mruknęła, nerwowo przeglądając pliki. Miała wrażenie, jakby dwa światy się ze sobą zderzyły, jakby mężczyzna siedzący obok niej tu nie pasował, a wszystko inne było tylko snem. – Ale wszystko zdaje się być na miejscu. Najważniejsze pliki mam, reszta to tam… Chyba jednak nic nie zaginęło. – Zamknęła klapę laptopa. – Dziękuję! Jak ci się odwdzięczę?
Spojrzała na niego wyczekująco.
– Nie musisz się odwdzięczać. – Wzruszył ramionami. – To moja robota. W końcu po coś studiuję tą informatykę, nie?
– Tę – poprawiła machinalnie, zaraz się jednak zreflektowała. – Przepraszam. Skrzywienie zawodowe.
– Jesteś studentką, prawda? – Przechylił głowę, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
– Tak. – Uśmiechnęła się lekko.
– Niech zgadnę: filologia polska?
– Specjalność bibliotekoznawstwo – uzupełniła zawstydzona. – Tak, wiem, że to nie jest normalny kierunek.
– Nie, czemu? – Popatrzył na nią w zamyśleniu.
– Wielu ludzi uważa, że to obciach, dla starych panien i w ogóle…
– Ja nie jestem wielu. Ja jestem wyjątkiem od reguły. – Spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale na jej ustach wykwitał uśmiech. Zaczynał lubić, kiedy to robiła; jej uśmiech był szczery, nie kokieteryjny. I na jej policzkach pojawiały się wówczas urocze dołeczki. – Daniel.
Wyciągnął rękę w jej kierunku, a ona po chwili wahania ją uścisnęła, dopiero wówczas zrozumiawszy, że się jej przedstawił.
– Kalina. Dasz się zaprosić na kawę w ramach podziękowania? Ja stawiam.
Jej propozycja brzmiała tak kusząco, że nie śmiał odmówić.
Kiedy wybiegli z biblioteki, ujrzeli stalowoszare chmury gromadzące się nad miastem. Powietrze było tak parne i gęste, że niemalże można było je kroić nożem. Nie dawało się oddychać, zaduch osiadał na ramionach i karku – niechybna zapowiedź burzy. Kalina odruchowo się wzdrygnęła. Gdy piekło się rozpęta na dworze, wolałaby bezpiecznie siedzieć w swoim pokoju, okryta kocem i z kubkiem gorącej herbaty w ręce. I książka „Pani Jeziora” po raz kolejny czekała na przeczytanie. Ale w ostateczności przytulna kafejka z piorunochronem na dachu też ujdzie.
– Znam fajną kawiarenkę, tu, niedaleko – rzuciła do Daniela, podtrzymując drugą ręką swoją torbę, w której ledwo mieścił się laptop z książkami. Musiała jakoś przerwać tę ciszę przed burzą, która zawsze budziła jej niepokój.
– Zatem prowadź. – Przepuścił ją przodem. – Daj, wezmę ci tą torbę. Tą czy tę?
– Tę. Ale nie jest ciężka… – zaprotestowała nieśmiało, zrównując się z nim krokiem. Ulica, którą szli, jeśli nie liczyć ich dwojga, była pusta.
– Tę, okej. No więc daj mi ją. Hej, chcę tylko być dżentelmenem, więc daj mi się wykazać. – Mrugnął do niej figlarnie. – Poza tym widzę, że jest ciężka. Daj. A jeśli masz wyrzuty sumienia, możesz ponieść moją. Jest w niej tylko, uwaga, jeden podręcznik, zeszyt i dwa długopisy.
– To nie fair – jęknęła, choć chciało jej się śmiać. Stali naprzeciw siebie na chodniku; czuła się nieswojo, taksowana przez jego niebieskie oczy. Początkowo odwzajemniała spojrzenie, lecz szybko spuściła wzrok, wiedząc, że w ten sposób z nim nie wygra. – Niech ci będzie. Dżentelmenie. – Poddała się w końcu.
– Dzięki ci, o pani – szepnął, muskając palcami jej dłonie, kiedy przejmował torbę i podawał swoją. – No, tak możemy iść. To gdzie ta kawiarenka?
Dotarli do kafejki równo z pierwszymi kroplami deszczu, które zabębniły na chodniku. Na szczęście jednak we wnętrzu było sucho i przytulnie. Również większość miejsc pozostała wolna. Usiedli pod ścianą, z daleka od okna i ponurego widoku rozciągającego się za nim. Z przyjemnością zapadli się w miękkie fotele, zamówili czekoladowe rogaliki, kawę i dodatkową szklankę wody dla Kaliny, która speszona wyjaśniła, że każdą dawkę kofeiny musi popić.
– Często przychodzisz do tej biblioteki na odludziu? – zagadnęła, bawiąc się swoim telefonem i obracając go w palcach. Widniało na nim sporo śladów użytkowania w postaci rys na szarej powierzchni, nadal jednak, o dziwo, działał. Denerwowała się, sama nie wiedziała, czemu.
– Od czasu do czasu. Lubię się tam schować, gdy potrzebuję samotności albo spokoju. Lubię to miejsce. – Wzruszył ramionami. – Ma swój urok, nawet ja to dostrzegam, choć nigdy nie byłem molem książkowym. Wybacz.
– Nie szkodzi, rozumiem to. „Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś”. To znaczy, ktoś naprawia komputery, by czytać mógł ktoś – roześmiała się.
– To cytat z Szekspira?
– Tak.
Kelnerka postawiła przed nimi ciepłe rogaliki i kawę w białych filiżankach wymalowanych w niebieskie, drobne niezapominajki. Chwilę później przyniosła również wodę dla Kaliny i odeszła trochę niezadowolona, że jej wdzięki nie przyciągnęły wzroku Daniela.
– Lubisz go? – zapytał, szczerze zainteresowany odpowiedzią. Uniósł do ust filiżankę i upił łyk gorącego, czarnego napoju.
– Kogo? – Zaskoczona podniosła wzrok na mężczyznę. Z jej talerzyka powoli znikał rogalik; musiał być naprawdę smaczny.
– No, Szekspira. Skoro go cytujesz.
– Aaaa, okej – zrozumiała. – Pewnie, że lubię. Czytałam jego sztuki wiele razy i zawsze mnie czymś zaskakiwał. Poza tym jego język, mistrzowska gra niedopowiedzeń, słów, skojarzeń… Był świetny w oddaniu tego, czego nie da się oddać w zwyczajny sposób. A ty? Lubisz Szekspira?
– Dla mnie był zbyt… – Skrzywił się, szukając odpowiednich słów. – Jego dramaty mają w sobie zbyt dużo patosu. Wiesz, na przykład „Romeo i Julia”. Całe to zakochiwanie się w sobie w wieku czternastu lat, miłość aż do grobu, a potem och: pozabijajmy się wszyscy, bo nie możemy żyć bez siebie i w ogóle!
– Więc nie wierzysz w miłość? – zapytała zaintrygowana.
– To nie tak, że nie wierzę – zaprzeczył, opierając łokcie na blacie stolika i pochylając się nieco do przodu. – Po prostu Szekspir rozegrał to zbyt sztucznie. Nie przekonał mnie tym. Kochanie kogoś wcale nie jest takie proste. – Potargał sobie czuprynę.
Nie odpowiedziała, milczała przez chwilę, wpatrując się w niego.
– Co? – Zauważył to.
– Nic.
– Na pewno?
– Tak.
– A ty często przychodzisz do biblioteki? – W jego filiżance już nic nie zostało. Za szybko wypił. Westchnął, biorąc się za rogalika.
– Weź moją. – Kalina przesunęła swoją filiżankę w jego stronę. – Ja tego nie wypiję.
– Przecież nie będę podpijał ci kawy – zaprotestował ostrzej, niż zamierzał.
– Ale ja naprawdę tego nie wypiję – uparła się. – Chcesz, żeby się zmarnowało? Poza tym mam wodę.
– Dzięki. Naprawdę. – Zrezygnowany przyjął filiżankę. Kawa była jeszcze gorąca i gorzka; poparzyła mu gardło.
– Nie ma za co. Co do pytania… Przychodzę tam codziennie. No chyba że mam zajęcia do późna, to wtedy nie.
– Jak odkryłaś to miejsce?
Zamyśliła się, szukając odpowiedzi. Jej wzrok powędrował po ścianach, na których wisiały surrealistyczne obrazy, po pustych stolikach i nielicznych gościach lokalu, żywo o czymś dyskutujących, po czym wrócił do Daniela i spoczął na jego oczach, które już w pierwszej chwili ją zafascynowały. Teraz, z bliska, dostrzegała jasne plamki na niebieskich tęczówkach. Zresztą cała jego twarz się jej podobała: usta rozciągające się w uśmiechu, zadarty nos, drobne piegi na policzku, nierówno przycięte brązowe włosy i grzywka opadająca na prawą stronę twarzy.
– Ziemia do Kaliny! – Pomachał ręką przed jej oczami. Ocknęła się i zrozumiawszy, co zrobiła, spłonęła rumieńcem. – Wiem, że jestem przystojny, ale nie popadajmy w przesadę – zażartował. To jednak sprawiło, że spłoszyła się jeszcze bardziej.
– Przepraszam – bąknęła, spuszczając wzrok. Zapadła cisza, lepka, gęsta, nieprzyjemna – cisza przed burzą.
Jak na zawołanie, niebo przejęła jasna wstęga błyskawicy. Rozległ się grzmot i potoczył echem po mieście. Kalina drgnęła przerażona. Odbicie kolejnego pioruna zatańczyło w szklance wody, kiedy dziewczyna pospiesznie upiła łyk, starając się uspokoić. Nadal jednak drżała.
– Nie lubisz burzy? – spytał cicho Daniel, walcząc z chęcią przytulenia jej.
– Nie lubię? Ja się cholernie boję! – sprostowała, podskakując na widok kolejnej błyskawicy.
– Hej, nie patrz tam, to tylko burza. Patrz na mnie.
– Ale…
– Kalina. Patrz na mnie. Nie na okno. Nie na stolik. Na mnie. W oczy. – Odetchnął, kiedy napotkał jej spojrzenie. W końcu. Na dnie ciemnych oczu czaił się strach, widział, że najchętniej by stąd uciekła. Teraz jednak przynajmniej mógł bardziej kontrolować sytuację. – Nie odwracaj głowy. Patrz. – Powstrzymał ją, gdy chciała odwrócić wzrok, czując się nieswojo, niczym ptak w klatce.
– Daniel…
– Patrz na mnie. Inaczej odejdę i cię tu zostawię, rozumiesz? Chcesz tego?
– Nie – mruknęła.
Czuł się jak myśliwy zastawiający pułapki na swoją ofiarę.
– Okej. – Wziął w swoje ręce jej dłonie, były lodowato zimne. Serio, ta dziewczyna musiała nieźle spanikować, pomyślał. – Jaka jest twoja ulubiona książka?
– Huh? – Zmarszczyła brwi, na jej czole pojawiła się pionowa kreska. – Serio pytasz?
– Tak.
– „Pani Jeziora”.
– To ta książka, którą wzięłaś z biblioteki? – Wyczuł, że przestała drżeć, jej dłonie również robiły się powoli cieplejsze.
– Tak, to ta. Jej jedyne wydanie. Poza tą biblioteką nigdzie jej nie można dostać. Nikt nie wie, kim był jej autor, Z tego, co się orientuję, na całym świecie jest może… pięć egzemplarzy?
– Dlaczego tak mało?
– Większość spalono. Część zaginęła. Jakoś nikt się nie pokusił o wznowienie. Szkoda, bo to świetna opowieść. – Znalazła w oczach Daniela oparcie i zrozumienie. Zapomniała całkiem o szalejącej na zewnątrz burzy. – Sprawę komplikuje fakt, że nikt nie wie, kto to napisał i kiedy dokładnie tekst powstał. Usiłowałam się tego dowiedzieć, ale…
– Wszystkie ślady prowadzą donikąd? – uzupełnił.
– Tak – potwierdziła bezradnie.
– Nie martw się, zajmiemy się tym.
W jej uszach zabrzmiało to jak obietnica.
– Studentem informatyki. Rozumiem, że nie zrobiłaś kopii zapasowej?
– Nie. – Wyraźnie oklapła.
– No cóż, nie martw się. Jak to mówią, ludzie dzielą się na tych, co robią savy i na tych, co dopiero zaczną. Trzymaj. – Obrócił komputer w jej stronę, by wpisała hasło. Poczekał, aż to zrobi, i zabrał się za przeglądanie dziennika crashów. – Nie sądzę, żebyś straciła cokolwiek poza plikami otwartymi w chwili awarii. Ale nawet jeśli, to i je można odzyskać.
– Mówisz? – W jej oczach zabłysła nadzieja. – Może jeszcze nie wszystko stracone.
– Zaraz sama sprawdzisz, czy wszystko masz, ale najpierw zobaczę, co wywołało BSODa.
– Dobrze, cokolwiek. – Machnęła zrezygnowana ręką, nie rozumiejąc nic z tego, co się pojawiało na ekranie. – Zaraz wrócę.
Wstała z miejsca i ruszyła w głąb biblioteki, w labirynt zakurzonych półek i książek wabiących tytułami na okładkach. Naprawdę można było tu się zgubić. Od głównej ścieżki odchodziło wiele mniejszych, rozgałęziających się na kolejne. Drewniana podłoga skrzypiała przy każdym niecierpliwym kroku; drobinki kurzu tańczyły w powietrzu, oświetlane nieśmiałymi promieniami słońca. Na niektórych półkach stały kamienne figury aniołów ze złożonymi do modlitwy rękami. Patrzyli z góry na przechodzących, milczący strażnicy labiryntu i skarbów w nim ukrytych. Rzadko też ktoś zakłócał ich spokój, niewiele osób zagłębiało się w pradawne, zapomniane cmentarzysko. Mało kto odkrył magię tego miejsca. Nic zresztą dziwnego, biblioteka mieściła się na obrzeżach miasta, w niepozornym budynku bliskim rozwalenia się, przynamniej tak wyglądał od zewnątrz. Jedynie koślawa tabliczka nad bocznym wejściem głosiła: „Biblioteka Aniołów. Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją”.
Ona jednak uwielbiała tu przychodzić, choć zwykle za jedynych towarzyszy miała jedynie opryskliwą bibliotekarkę z małymi okularkami na nosie oraz książki. Nie przeszkadzało jej to, czuła się jak w opowieściach Zafóna. Atmosfera tego miejsca ją pociągała i sprawiała, że miała ochotę wciąż tutaj wracać. Więc wracała.
W kolejnej alejce znalazła to, czego szukała. Nie gubiła się już tutaj, nauczyła się wszystkich dróg na pamięć. Plan książkowego miasta wyrył się w jej mózgu na zawsze. Podeszła do regałów i przesunęła palcem po grzbietach książek. Przymknęła oczy, rozkoszując się tym własnym rytuałem. Wreszcie wyciągnęła z szeregu jeden z tomów, po czym delikatnie przytuliła do piersi stare, rozlatujące się wydanie „Pani Jeziora”.
Kiedy wróciła do stolika, mężczyzna triumfalnie spojrzał w jej kierunku.
– Wystarczyło zaktualizować sterowniki do touchpada – obwieścił radośnie, wyrywając dziewczynę z transu. – Już powinno śmigać. Sprawdź, czy coś ci zaginęło.
W oszołomieniu odłożyła książkę na stół i usiadła obok informatyka, po czym przejęła od niego laptopa.
– Nie zrozumiałam ani słowa z tego, co mówiłeś – mruknęła, nerwowo przeglądając pliki. Miała wrażenie, jakby dwa światy się ze sobą zderzyły, jakby mężczyzna siedzący obok niej tu nie pasował, a wszystko inne było tylko snem. – Ale wszystko zdaje się być na miejscu. Najważniejsze pliki mam, reszta to tam… Chyba jednak nic nie zaginęło. – Zamknęła klapę laptopa. – Dziękuję! Jak ci się odwdzięczę?
Spojrzała na niego wyczekująco.
– Nie musisz się odwdzięczać. – Wzruszył ramionami. – To moja robota. W końcu po coś studiuję tą informatykę, nie?
– Tę – poprawiła machinalnie, zaraz się jednak zreflektowała. – Przepraszam. Skrzywienie zawodowe.
– Jesteś studentką, prawda? – Przechylił głowę, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
– Tak. – Uśmiechnęła się lekko.
– Niech zgadnę: filologia polska?
– Specjalność bibliotekoznawstwo – uzupełniła zawstydzona. – Tak, wiem, że to nie jest normalny kierunek.
– Nie, czemu? – Popatrzył na nią w zamyśleniu.
– Wielu ludzi uważa, że to obciach, dla starych panien i w ogóle…
– Ja nie jestem wielu. Ja jestem wyjątkiem od reguły. – Spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale na jej ustach wykwitał uśmiech. Zaczynał lubić, kiedy to robiła; jej uśmiech był szczery, nie kokieteryjny. I na jej policzkach pojawiały się wówczas urocze dołeczki. – Daniel.
Wyciągnął rękę w jej kierunku, a ona po chwili wahania ją uścisnęła, dopiero wówczas zrozumiawszy, że się jej przedstawił.
– Kalina. Dasz się zaprosić na kawę w ramach podziękowania? Ja stawiam.
Jej propozycja brzmiała tak kusząco, że nie śmiał odmówić.
Kiedy wybiegli z biblioteki, ujrzeli stalowoszare chmury gromadzące się nad miastem. Powietrze było tak parne i gęste, że niemalże można było je kroić nożem. Nie dawało się oddychać, zaduch osiadał na ramionach i karku – niechybna zapowiedź burzy. Kalina odruchowo się wzdrygnęła. Gdy piekło się rozpęta na dworze, wolałaby bezpiecznie siedzieć w swoim pokoju, okryta kocem i z kubkiem gorącej herbaty w ręce. I książka „Pani Jeziora” po raz kolejny czekała na przeczytanie. Ale w ostateczności przytulna kafejka z piorunochronem na dachu też ujdzie.
– Znam fajną kawiarenkę, tu, niedaleko – rzuciła do Daniela, podtrzymując drugą ręką swoją torbę, w której ledwo mieścił się laptop z książkami. Musiała jakoś przerwać tę ciszę przed burzą, która zawsze budziła jej niepokój.
– Zatem prowadź. – Przepuścił ją przodem. – Daj, wezmę ci tą torbę. Tą czy tę?
– Tę. Ale nie jest ciężka… – zaprotestowała nieśmiało, zrównując się z nim krokiem. Ulica, którą szli, jeśli nie liczyć ich dwojga, była pusta.
– Tę, okej. No więc daj mi ją. Hej, chcę tylko być dżentelmenem, więc daj mi się wykazać. – Mrugnął do niej figlarnie. – Poza tym widzę, że jest ciężka. Daj. A jeśli masz wyrzuty sumienia, możesz ponieść moją. Jest w niej tylko, uwaga, jeden podręcznik, zeszyt i dwa długopisy.
– To nie fair – jęknęła, choć chciało jej się śmiać. Stali naprzeciw siebie na chodniku; czuła się nieswojo, taksowana przez jego niebieskie oczy. Początkowo odwzajemniała spojrzenie, lecz szybko spuściła wzrok, wiedząc, że w ten sposób z nim nie wygra. – Niech ci będzie. Dżentelmenie. – Poddała się w końcu.
– Dzięki ci, o pani – szepnął, muskając palcami jej dłonie, kiedy przejmował torbę i podawał swoją. – No, tak możemy iść. To gdzie ta kawiarenka?
Dotarli do kafejki równo z pierwszymi kroplami deszczu, które zabębniły na chodniku. Na szczęście jednak we wnętrzu było sucho i przytulnie. Również większość miejsc pozostała wolna. Usiedli pod ścianą, z daleka od okna i ponurego widoku rozciągającego się za nim. Z przyjemnością zapadli się w miękkie fotele, zamówili czekoladowe rogaliki, kawę i dodatkową szklankę wody dla Kaliny, która speszona wyjaśniła, że każdą dawkę kofeiny musi popić.
– Często przychodzisz do tej biblioteki na odludziu? – zagadnęła, bawiąc się swoim telefonem i obracając go w palcach. Widniało na nim sporo śladów użytkowania w postaci rys na szarej powierzchni, nadal jednak, o dziwo, działał. Denerwowała się, sama nie wiedziała, czemu.
– Od czasu do czasu. Lubię się tam schować, gdy potrzebuję samotności albo spokoju. Lubię to miejsce. – Wzruszył ramionami. – Ma swój urok, nawet ja to dostrzegam, choć nigdy nie byłem molem książkowym. Wybacz.
– Nie szkodzi, rozumiem to. „Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś”. To znaczy, ktoś naprawia komputery, by czytać mógł ktoś – roześmiała się.
– To cytat z Szekspira?
– Tak.
Kelnerka postawiła przed nimi ciepłe rogaliki i kawę w białych filiżankach wymalowanych w niebieskie, drobne niezapominajki. Chwilę później przyniosła również wodę dla Kaliny i odeszła trochę niezadowolona, że jej wdzięki nie przyciągnęły wzroku Daniela.
– Lubisz go? – zapytał, szczerze zainteresowany odpowiedzią. Uniósł do ust filiżankę i upił łyk gorącego, czarnego napoju.
– Kogo? – Zaskoczona podniosła wzrok na mężczyznę. Z jej talerzyka powoli znikał rogalik; musiał być naprawdę smaczny.
– No, Szekspira. Skoro go cytujesz.
– Aaaa, okej – zrozumiała. – Pewnie, że lubię. Czytałam jego sztuki wiele razy i zawsze mnie czymś zaskakiwał. Poza tym jego język, mistrzowska gra niedopowiedzeń, słów, skojarzeń… Był świetny w oddaniu tego, czego nie da się oddać w zwyczajny sposób. A ty? Lubisz Szekspira?
– Dla mnie był zbyt… – Skrzywił się, szukając odpowiednich słów. – Jego dramaty mają w sobie zbyt dużo patosu. Wiesz, na przykład „Romeo i Julia”. Całe to zakochiwanie się w sobie w wieku czternastu lat, miłość aż do grobu, a potem och: pozabijajmy się wszyscy, bo nie możemy żyć bez siebie i w ogóle!
– Więc nie wierzysz w miłość? – zapytała zaintrygowana.
– To nie tak, że nie wierzę – zaprzeczył, opierając łokcie na blacie stolika i pochylając się nieco do przodu. – Po prostu Szekspir rozegrał to zbyt sztucznie. Nie przekonał mnie tym. Kochanie kogoś wcale nie jest takie proste. – Potargał sobie czuprynę.
Nie odpowiedziała, milczała przez chwilę, wpatrując się w niego.
– Co? – Zauważył to.
– Nic.
– Na pewno?
– Tak.
– A ty często przychodzisz do biblioteki? – W jego filiżance już nic nie zostało. Za szybko wypił. Westchnął, biorąc się za rogalika.
– Weź moją. – Kalina przesunęła swoją filiżankę w jego stronę. – Ja tego nie wypiję.
– Przecież nie będę podpijał ci kawy – zaprotestował ostrzej, niż zamierzał.
– Ale ja naprawdę tego nie wypiję – uparła się. – Chcesz, żeby się zmarnowało? Poza tym mam wodę.
– Dzięki. Naprawdę. – Zrezygnowany przyjął filiżankę. Kawa była jeszcze gorąca i gorzka; poparzyła mu gardło.
– Nie ma za co. Co do pytania… Przychodzę tam codziennie. No chyba że mam zajęcia do późna, to wtedy nie.
– Jak odkryłaś to miejsce?
Zamyśliła się, szukając odpowiedzi. Jej wzrok powędrował po ścianach, na których wisiały surrealistyczne obrazy, po pustych stolikach i nielicznych gościach lokalu, żywo o czymś dyskutujących, po czym wrócił do Daniela i spoczął na jego oczach, które już w pierwszej chwili ją zafascynowały. Teraz, z bliska, dostrzegała jasne plamki na niebieskich tęczówkach. Zresztą cała jego twarz się jej podobała: usta rozciągające się w uśmiechu, zadarty nos, drobne piegi na policzku, nierówno przycięte brązowe włosy i grzywka opadająca na prawą stronę twarzy.
– Ziemia do Kaliny! – Pomachał ręką przed jej oczami. Ocknęła się i zrozumiawszy, co zrobiła, spłonęła rumieńcem. – Wiem, że jestem przystojny, ale nie popadajmy w przesadę – zażartował. To jednak sprawiło, że spłoszyła się jeszcze bardziej.
– Przepraszam – bąknęła, spuszczając wzrok. Zapadła cisza, lepka, gęsta, nieprzyjemna – cisza przed burzą.
Jak na zawołanie, niebo przejęła jasna wstęga błyskawicy. Rozległ się grzmot i potoczył echem po mieście. Kalina drgnęła przerażona. Odbicie kolejnego pioruna zatańczyło w szklance wody, kiedy dziewczyna pospiesznie upiła łyk, starając się uspokoić. Nadal jednak drżała.
– Nie lubisz burzy? – spytał cicho Daniel, walcząc z chęcią przytulenia jej.
– Nie lubię? Ja się cholernie boję! – sprostowała, podskakując na widok kolejnej błyskawicy.
– Hej, nie patrz tam, to tylko burza. Patrz na mnie.
– Ale…
– Kalina. Patrz na mnie. Nie na okno. Nie na stolik. Na mnie. W oczy. – Odetchnął, kiedy napotkał jej spojrzenie. W końcu. Na dnie ciemnych oczu czaił się strach, widział, że najchętniej by stąd uciekła. Teraz jednak przynajmniej mógł bardziej kontrolować sytuację. – Nie odwracaj głowy. Patrz. – Powstrzymał ją, gdy chciała odwrócić wzrok, czując się nieswojo, niczym ptak w klatce.
– Daniel…
– Patrz na mnie. Inaczej odejdę i cię tu zostawię, rozumiesz? Chcesz tego?
– Nie – mruknęła.
Czuł się jak myśliwy zastawiający pułapki na swoją ofiarę.
– Okej. – Wziął w swoje ręce jej dłonie, były lodowato zimne. Serio, ta dziewczyna musiała nieźle spanikować, pomyślał. – Jaka jest twoja ulubiona książka?
– Huh? – Zmarszczyła brwi, na jej czole pojawiła się pionowa kreska. – Serio pytasz?
– Tak.
– „Pani Jeziora”.
– To ta książka, którą wzięłaś z biblioteki? – Wyczuł, że przestała drżeć, jej dłonie również robiły się powoli cieplejsze.
– Tak, to ta. Jej jedyne wydanie. Poza tą biblioteką nigdzie jej nie można dostać. Nikt nie wie, kim był jej autor, Z tego, co się orientuję, na całym świecie jest może… pięć egzemplarzy?
– Dlaczego tak mało?
– Większość spalono. Część zaginęła. Jakoś nikt się nie pokusił o wznowienie. Szkoda, bo to świetna opowieść. – Znalazła w oczach Daniela oparcie i zrozumienie. Zapomniała całkiem o szalejącej na zewnątrz burzy. – Sprawę komplikuje fakt, że nikt nie wie, kto to napisał i kiedy dokładnie tekst powstał. Usiłowałam się tego dowiedzieć, ale…
– Wszystkie ślady prowadzą donikąd? – uzupełnił.
– Tak – potwierdziła bezradnie.
– Nie martw się, zajmiemy się tym.
W jej uszach zabrzmiało to jak obietnica.
Świetne. Nie wiem co mam napisać. Jestem zauroczona. Jedynie to mogę doczepić się do ich relacji, znają się 12 minut i już zachowują jak przyjaciele. Trochę za szybko. Ale wszystko reszta świetne. Życzę weny :*
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Blackout. Czytało się naprawdę świetnie. Na pewno Daniel namiesza jeszcze w życiu Kaliny. Mi osobiście imię głównej bohaterki nie przypadło do gustu - nie podoba mi się. To jednak moja opinia, ale tak chciałam to napisać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
W końcu przybyłam! Przepraszam za ogromną zwłokę, ale kompletnie nie miałam głowy do tego, coby zabrać się za czytanie i komentowanie. Ale w końcu to zrobiłam i nie żałuję :)
OdpowiedzUsuńNie gonię za wcięcia i tego typu drobnostki, bo jak widzę pracujesz nad tym. To zdecydowanie Cię usprawiedliwia. Skupię się na samej treści.
Bardzo przyjemny rozdział. Lekko mi się go czytało, ponadto był bardzo dobry. Lubię znajomości, które zaczynają się właśnie w ten sposób. Tak naturalnie i zwyczajnie. Nie muszą obfitować w trąbki i fanfary ani miłość od pierwszego wejrzenia. Są sytuacjami, które mogą przydarzyć się każdemu. Więc bardzo się cieszę, że Twoi bohaterowie poznali się właśnie w ten sposób. I podbiłaś moje serce tym informatykiem. Może to kwestia tego, że mam sporo kolegów siedzących w tego typu sprawach, ale po prostu uwielbiam informatyków ^^
W dodatku podoba mi się to połączenie. Informatyk i mól książkowy. Interesująco :)
No i czuję, że bardzo solidaryzuję się z Danielem. Mamy identyczną opinię na temat ,,Romea i Julii" xD
Pozdrawiam i weny życzę!
Trafiłam tu przypadkiem i zostałam doczytując gdzies w treści, że główny bohater to informatyk! tak jak ja, chociaż ani trochę się z tym nie utożsamiam ;) ale i w głównej bohaterce dostrzegłam również podobienstwo ;) sama często poprawiam kogoś w błędach, a ich widok mnie wręcz odstrasza ;)
OdpowiedzUsuńczytało mi się naprawdę przyjemnie i mam nadzieje, że ta długa przerwa w pisaniu nie świadczy o porzuceniu opowiadania ;<
także, czekam na kolejny rozdział ;)
Samą nazwą rozdziału już mnie zaintrygowałaś. Brzmi naprawdę nieźle :D
OdpowiedzUsuńEj! Ty naprawdę tyle ogarniasz z informatyki, że mogłaś nas tak szczegółowo poinformować o problemie???? Szacun :3 Ja tak jak Kalina nic nie ogarniam.
Trochę to nierozsądne z jej strony, że zostawia obcego faceta samego ze swoim laptopem... Hm... Radzę większą ostrożność!
Och... taka cudowna biblioteka... Coś czuję, że też bym się tam odnalazła.
Muszę to napisać: piszesz po prostu ślicznie. Bardzo przyjemnie, słodko, ale też z pazurem, co mi osobiście bardzo się podoba. I jak zwracasz uwagę na każdy szczegół, najmniejszy detal. Nie wiem czemu, ale rozczuliłaś mnie tą filiżanką w niebieskie niezapominajki.
Podoba mi się, jak rozpoczęła się ich znajomość. Może i szybko, ale tak to już w życiu bywa, że trafiasz na kogoś i od razu coś się między wami dzieje... :D
Pozdrawiam!
nowa-w-hogwarcie.blogspot.com